wtorek, 31 lipca 2012

Cytrynowy torcik, spacer i małe sprostowanie.

 Wczoraj mnie naszło... znów dorwałam się w kuchni do słodkiego... nie było mnie z półtora godziny. Półtora godziny sama z tym wszystkim... kręciłam, gotowałam, studziłam, mieszałam, gniotłam, kroiłam itd. Wyszło to co wyszło... czyli to co prezentuje się na zdjęciach. Mega duże, mega pyszne.! I wcale nie mega słodkie. Bo to cytrynowiec tylko że w tortownicy :) dlatego taki duży. A drugie cacko to zwykły placek jogurtowy ze śliwkami. Też pychota, najlepszy był jeszcze wieczorem na ciepło.

A tak po za tym to chciałam Was zabrać troszkę do naszego miasteczka...  Pokazać kilka miejsc, które bardzo często z Bomblem odwiedzamy. I po kolei: jest fontanna w parku, koło jednej z firm w naszym mieście, jest park z placem zabaw i drugą fontanną niestety nieodremontowaną i niszczeje sobie a mogłaby być naprawdę piękna... Na głównym zdjęciu jest chyba największe, najstarsze i najgrubsze drzewo w naszym mieście. Później rynek, ratusz i plac zabaw koło naszego domu, z którego Bombel mógłby najzwyczajniej w świecie nie wychodzić. Uwielbia się huśtać, zjeżdżać na ślizgawce, siedzieć na koniku i wszędzie ciągnie mamę za rękaw i ma przy tym multum frajdy (a przy okazji mama też widząc Jego radość:) ).

***
I chciałam jeszcze słówko co do ostatniego postu. To nie jest tak, że ja Go nie kocham albo, że wyszłam za Niego tylko dlatego, że pojawił się dzidziuś. Kocham Go. Chcę z Nim być do końca życia. Jednak to nie zmienia faktu, że jest kilka rzeczy, które mnie totalnie wkurzają w Nim. Są to rzeczy, które wyniósł ze swojego rodzinnego domu. Niestety taka jest smutna prawda. On sam sobie nie chce się czasem przyznać do tego, że jest mu przykro z powodu tego jakie miał dzieciństwo... Ciężko rozmawiać z Nim o tym co czuje, a ja wiem, że to jest spowodowane tym co przeszedł gdy był mały. Pomału się zmienia. W końcu może uda nam się wyjść razem na prostą bo i tak już razem dużo osiągnęliśmy. Jednak to wciąż nie jest to o czym marzę i stąd ta notka.

niedziela, 29 lipca 2012

o braku organizacji przy Wu.

Każdy nasz dzień, no prawie każdy wygląda inaczej. A to za sprawką Wu. Ciężko jest sobie poukładać wszystko gdy on ma trzy dni do pracy na rano, dzień wolny, trzy dni popołudniu, dzień wolny i trzy nocki i znów dzień wolny i tak wkoło. Ciężko cokolwiek ustalić "dziś" a co dopiero na jutro. Tym bardziej, że gdy się pytam go czy robimy to czy tamto to wiecznie jest "nie wiem". A mnie już szlag trafia za przeproszeniem. Chce z nim iść na spacer i z Bomblem to nie bo on się w pracy narobi, nachodzi itd... ale na ryby to by poszedł albo na grila albo najlepiej na jedno i drugie i z piwem odrazu. No szlag mnie trafi.! Czy on kiedyś zmężnieje?! Cholera jasna. To już ja, kobieta jestem bardziej zdecydowana niż On. To ja podejmuję wszystkie decyzje i naprawdę zaczyna mnie to przerastać. Potrzebuję faceta który potrafi coś postanowić i dążyć do tego. Wkurza mnie, że jak ma pierwszą zmianę to ja mam zaplanowane przedpołudnie, idę na spacer z Kacprem potrafię zrobić obiad, ogarnąć dom itd, a gdy on wróci z pracy to jemu się nie chce iść z nami na spacer a co dopiero żeby poszedł z Kacprem sam.. hehe. Wkurza mnie, że gdy ma na popołudnie to ja popołudniu jestem praktycznie cały czas na dworze z Kacprem a Jemu ciężko rano się z nami przejść gdziekolwiek czy posiedzieć na placu zabaw. Wkurza mnie, że dni kiedy on ma nocki i wolne są KOMPLETNIE NIEZORGANIZOWANE! Nie można nic wtedy zrobić, bo siedzi w domu i gra albo najchętniej poszedłby na ryby albo "pogadać". I tak z tego wszystkiego najbardziej lubię gdy ma drugie zmiany, bo rano leci szybko a po południu jest tak jak sama sobie zaplanuję. Ale szlag mnie z nim kiedyś trafi. Ja na prawdę nie wytrzymuję już. Jeśli on się w końcu nie zmieni to ja zwariuję. Nie chcę się z Nim rozstawać ze względu na Kacpra, ale czasem mam Go tak serdecznie dość, że nawet nie wiem jak dobry sex i inne ulepszacze nie pomagają. A tak naprawdę widzę, że dużo winy w Jego zachowaniu mają Jego rodzice. Bo to Oni nie potrafili w nim zakorzenić pewnych wzorców zachowań, nie potrafili wychować go na odpowiedzialnego i "prawdziwego" faceta.... no ale ciężko cokolwiek w dziecku "zakorzenić" jeżeli samemu się pije i nie interesuje niczym konkretnym... eh. przykre, że aż boli.

musiałam się wygadać... sorry.

i my... ja... on... totalnie różne światy... mamy stworzyć rodzinę i się dogadać...

Może gdyby potrafił porozmawiać jak DOROSŁY FACET to by się to dało... a tak? Jakoś ciężko.

I gdyby ktoś zapytał mnie teraz jak widzę swoją przyszłość za 10 lat... to szczerze odpowiedziałabym, że jeśli ma być tak jak do tej pory to ja tego NIE WIDZĘ.

piątek, 27 lipca 2012

o spaniu i zabawie

kochane jestem w ciężkim szoku! Przed chwilą mój "mami cycuś" usnął po raz pierwszy mi na rękach bez cycucha. I to nie żebym Go nosiła, kołysała czy inne temu podobne! Wykąpałam go, do wanny wrzuciliśmy z Wu. mnóstwo zabawek więc (również po raz pierwszy od dłuższego czasu;) ) Bombel nam nie wstawał w wannie tylko siedział bawił się i dał się ładnie grzecznie umyć, nawet główkę! A później się wycieraliśmy, kremowaliśmy nawet wysuszyliśmy główkę i wzięłam go na kolana, przytuliłam, wzięłam książeczkę i zaczęłam czytać bajki. Przeczytałam dwie. A mój Bombel pozwijany u mnie na kolanach, przytulony, śpi. Delikatnie odłożyłam go do łóżeczka. Zobaczymy jak długo pośpi... Marzy mi się przespana nocka :) heh.

A dzisiaj powiem Wam, że zmiany na placu zabaw, zmiany. W końcu były jakieś dzieci. I nawet była dziewczynka w wieku podobnym do Kacperka, bo tylko 3miesiące starsza. Siedziała na huśtawce jak przyszyliśmy i dziadek ją huśtał a Bombel jak nigdy prawie, że w bieg bo placu zabaw za rączkę oczywiście. I do Niej. Podeszliśmy na bezpieczną odległość i usiedliśmy na huśtawce obok. A oni jak zaczarowani. On zerkał na Nią, a Ona na Niego. Później każde bawiło się osobno, ale co chwila na siebie zerkali ;) A na sam koniec Bombini usiadł na środku placu zabaw (cały plac jest wysypany piaskiem) i bawił się piaskiem, rączkami, nawet próbował jeść kamyki na co oczywiście mu nie pozwoliliśmy. Ja bawiłam się razem z Nim :) Frajdy co nie miara. A najlepsze jest to, że nie chciał później iść do domu! I musieliśmy go wziąć na ręce żeby wyjść z tego placu zabaw :)

a teraz piję sobie kawę zbożową i zajadam się ciastkami! ah. chwilo trwaj :) tego mi brakowało ostatnio...

czwartek, 26 lipca 2012

o pustym placu zabaw i cieście z cukini

Ja nie rozumiem jak to możliwe... WAKACJE a plac zabaw pusty! Ani żywej duszy! Co prawda rano spotkaliśmy po raz pierwszy prawie, że rówieśnika Kacpra ale to tylko jeden jedyny raz odkąd chodzimy na ten plac zabaw. To w sumie taka daleka, daleka "rodzina", Bo mojego chrzestnego syna żonę z synem właśnie. Jest od Kacperka o 6miesięcy starszy. Widzieli się pierwszy raz. Stanęli naprzeciw siebie i żaden nie odważył się cokolwiek zrobić. Stali tak i patrzyli na siebie :). Szkoda, że musieliśmy iść tak szybko no ale cóż może jeszcze się kiedyś spotkamy na tym placu zabaw. A tak w ogóle to dziwię się na prawdę bo jak to tak w wakacje pusty plac zabaw... No i żałuję bardzo że nie znam mamusiek z dzieciaczkami w wieku Kacperka bo bardzo chciałabym żeby miał on jakiś kontakt z innymi dziećmi, bo jak słyszy na podwórku jakieś starsze to krzyczy po swojemu do nich i widzę że chciałby iść ale to tak tylko w domu się rwie i krzyczy pod oknem a jak przyjdzie co do czego to tak nieufnie i ostrożnie podchodzi. Chciałabym zobaczyć jak się bawi z kimś w swoim wieku :) Musieliby wyglądać wtedy super! Mam nadzieję że może się uda?.

Dziś Kacperski po wczorajszej wojaży już prawie nie ma śladu no i na pewno już nie pamięta wywrotki bo szaleje dalej nie zważając na nic. Puszcza się i wędruje sobie sam coraz odważniej. Fajnie mu to wychodzi, oby tylko nie nabił sobie gdzieś znowu guza. Teraz już śpi. W poprzek łóżeczka. Jak na niego patrzę to mi się moje zdjęcia z dzieciństwa przypominają bo ja też spałam w poprzek łóżka :D 

A na dodatek powiem Wam, że pierwszy raz odważyłam się zrobić ciasto z cukini. Cynamonowe ciasto z cukini. Wyszło bardzo słodkie. No ale całkiem niezłe w smaku. I znika. Więc chyba jest dobre :)

środa, 25 lipca 2012

o marudnym Bombelku... + dopisek o śliwce

Od trzech dni trwa szkoła przetrwania. Bombel rano budzi się z płaczem, przebrać źle bo płacz, ale nie przebrać też źle bo pupa mokra. Ubrać się w cokolwiek to tragedia. Zjeść coś jeszcze gorzej, bo nie chce nic, tylko cycek ale czasem i cycek jest już be bo widzę że chciałby coś więcej zjeść a jak chcę mu to dać to jest płacz. Siedzenie w domu i zabawianie mija się wogóle z celem bo kończy się na wiecznym noszeniu na rękach a ja już nie mam siły go nosić niestety... Waży już sporo... bo 12kg. Jedynym naszym ratunkiem jest spacer... o ile Bombel nie zgłodnieje albo nie zrobi się śpiący bo wtedy i spacer to jedno wielkie nieporozumienie. Wczoraj już kompletnie nie miałam siły. Płakał on, płakałam ja i obydwoje byliśmy u kresu wytrzymania chyba...

Dziś jest ciut lepiej. Ja chyba się musiałam wypłakać. Dziś wstałam z innym nastawieniem. Muszę się ogarnąć. Bo ostatnie dni pełne były nieporozumień z innymi i nawet ze sobą samą. Momentami nie wiedziałam co ja sama od siebie chcę. Zmienne nastroje coś ostatnio miewam. Wczorajsze miłe zakończenie dnia może dziś trochę pomaga, jednak jak to mówią "nie chwal dnia przed zachodem słońca". Póki co Bombel śpi. Ja odpoczywam by zbierać siły na wieczór i wytrwać do Jego pójścia spać. Damy radę. Kilka głębokich wdechów i musi być lepiej.

Dopisek. 22:10 Ehh. Bombel próbując dzisiaj przejść od krzesła przy biurku do kanapy, nie wymierzył i niestety ale zamiast upaść jak zawsze na pupę to poleciał do przodu uderzył się czułkiem w kanapę. I to niestety nie w to miękkie tylko akurat w deskę... Płaczu było co niemiara... Na czole pierwsza mega śliwa. A ja aż zamarłam jak zobaczyłam, że "nie doszedł" i nie byłam w stanie go złapać... Zła jestem na siebie, że szok. Choć wiem, że niektórych rzeczy się nie da uniknąć... A co w tym wszystkim najgorsze, że jak już przestał płakać to dalej był mega odważny i po 5 minutach próbował zrobić dokładnie to samo. Później chodziłam z nim do końca dnia wszędzie trzymając za rączkę żeby nie upadł. Po 15 minutach już całkiem nie pamiętał, ale zamiast iść na plac zabaw i spacer to byliśmy w domku... Teraz już śpi. Oby jutro śliwa była mniejsza bo jeszcze powiedzą że ja dziecko w domu biję czy coś... Masakra! Pierwsze siniaki to jak widać nie tylko przeżycie dla dziecka ale i mega strach, obawa i lęk matki. Oby ich  było jak najmniej. Choć wiem, że u chłopaków to nieuniknione (u dziewczyn też, wiem sama po sobie ale jakoś u chłopaków zawsze ich więcej?)

niedziela, 22 lipca 2012

o kulinarnym grzechu, spacerkach i urodzinowych przemyśleniach

Obudziłam się rano i usłyszałam stukające o parapet krople deszczu... i tak stukało do południa... przez co postanowiłam popełnić kolejny kulinarny grzech... ciasto z kokosowo-orzechową masą budyniową przełożone powidłami porzeczkowymi i cytrynową pianką na biszkopcie... Po zjedzeniu kawałka świat odrazu się rozchmurzył i teraz czekam aż Bombel wstanie z poobiedniej drzemki by można było iść na spacerek, mam nadzieję, że się uda i że nie będzie padać. Za oknem zimno ale przejść się można a nawet trzeba bo ileż można siedzieć w domu.
Wu. w pracy. Mnie "łamie" spanie, ale nie będę się kładła skoro pewnie za niedługo obudzi się Bombelini. Coraz więcej i coraz częściej odważa się chodzić sam po domku. Z pokoju do pokoju już rzadko kiedy noszę Go na rękach bo zwyczajnie nie mam już siły, więc biorę go za rączkę i tak pomalutku sobie chodzimy po domku. W kuchni najwięcej próbuje sam bo zawsze coś go zaciekawi albo chce coś dostać i tak kombinuje żeby łazić wszerz i wzdłuż sam. Na spacerkach też próbujemy chociaż kawałeczek się przejść na nóżkach, bo nie wiem czy wspominałam gdzieś, że nabyliśmy pierwsze w życiu sandałki i Bombel od piątku śmiga w nich na spacerki, w końcu nie jeździ w samych skarpetkach, no i można Go gdzieniegdzie puścić, żeby postał albo ewentualnie spróbował zrobić parę kroczków.
Po za tym zaczynam zastanawiać się jak zrobić roczek połączony z urodzinami mojego taty... Ludzi będzie chyba z 20 o ile wszyscy o których myślimy się zjawią... A ja wszystko znów będę musiała przygotować i posprzątać sama bo moja mama w środę jedzie do Niemiec i wraca dokładnie w urodziny ich. Taty o pomoc w przygotowaniach do Jego urodzin prosić nie będę a Wu. pewnie jak ja będę akurat coś robić to będzie miał tak zmiany poustawiane, że nic z tej Jego pomocy nie wyjdzie... no ciekawe. Może chociaż teściowa się zainteresuje w końcu? Choć szczerze mówiąc i na to nie liczę... Ale co tam. Dam radę! :)

środa, 18 lipca 2012

Jakoś ciężko...

...jest mi tu ostatnio pisać. W głowie mam zbyt wiele myśli. Nie mogę dogadać się z Wu. Cieżko dogadać się z rodzicami. Na dodatek po nocach śni mi się coś co doświadczyłam tylko ja, ani Wu., ani rodziców przy mnie w tym momencie nie było. Byli chwilkę po całym zdarzeniu, ale nie w tym najgorszym momencie. To chwila której nie zapomnę do końca życia. Bardzo przykra chwila. Dotycząca bliskiej osoby. Teraz już jej nie ma. To wszystko mnie przytłacza. Nie potrafię się oderwać od tego wszystkiego. Z każdym się kłócę, wszystko mnie drażni. Do tego wszystkiego to "ten czas" w miesiącu. Eh...

Jedynym plusem jest uśmiech Brzdąca. Nic więcej. Tylko on potrafi mnie od tego wszystkiego na moment odciągnąć swoją zabawą i śmiechem.


ps. Lesli jeżeli mnie jeszcze od czasu do czasu czytasz to czy mogę prosić o zaproszenie do czytania Twojego bloga? Ostatnio czytałam ale coś się pogubiłam w tym co się działo u Ciebie na blogu... jakieś problemy? A teraz nie mam dostępu :(

poniedziałek, 16 lipca 2012

Dziesiąteczka

Kiedy to zleciało? Czas pędzi jak szalony! Ostatnie dni uciekają mi tak szybko, że nawet nie wiem kiedy. Stąd też tak mało mnie tutaj (i moje postanowienie diabli wzięli). Bombel dziś kończy 10miesięcy. Jeszcze niedawno trzymałam go w objęciach zaraz po urodzeniu, dziś Mój Chłopiec jest już taki duży. W ciągu ostatnich kilku dni stał się bardzo, bardzo odważny. Stawia swoje pierwsze samodzielne kroczki! Jestem w szoku, że to tak szybko ale cóż poradzić na czas, który nie chce zwolnić a wręcz przeciwnie mam wrażenie, że ciągle dostaje jeszcze większego speeda. Kroczki na razie pojedyncze, czasem dwa albo trzy, gdzieś od mebli do kogoś albo od jednego mebla do drugiego, ale są to kroczki, które tak cieszą oczy i serce, że brak słów. Coraz więcej rozumie, coraz więcej się domaga swojego. Jest strasznym przytulakiem. Takim "mami synkiem". Wszyscy tak na niego mówią i tak też jest, ale w końcu to ze mną jest 24h na dobę. Każdy Jego uśmiech jest rozbrajający i gdy coś napsoci wystarczy, że się na Niego popatrzę a On się do mnie uśmiechnie i cała złość mija. Nie potrafię się na Niego złościć i krzyczeć, choćby nawet zbił doniczkę, pociągnął zasłonę tak że odpinają się żabki, rozlał coś, zrobił ciapkę z jabłek na stole albo środku podłogi. Kocham Go i chcę żeby każdy dzień był szczęśliwy dla Niego. Chcę, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo. Nie pozwolę na to, żeby się czegoś bał albo żeby mu czegoś brakowało.

10 miesięcy, spędzonych razem. A właściwie to już 19 Synku. A ja każdego dnia kocham Cię mocniej i mocniej. Nie wyobrażam sobie życia bez tego mojego Szkraba!

Jeszcze troszkę i będziesz miał roczek. A ja już myślę jak to zrobić, żeby ten dzień był wyjątkowy... Bo to Twoje pierwsze urodzinki będą ale nie tylko, bo też urodzinki jednego z dziadków.

Ale póki ten roczek będzie to chciałabym, żeby czas troszkę zwolnił i pozwolił mi się Tobą więcej nacieszyć póki jesteś taki malutki. Kocham Cię Kacperku.


aaa i muszę się pochwalić, właśnie przebiła nam się druga górna jedyneczka!! :) Kacperek jest więc posiadaczem 4 pięknych ząbków!

środa, 11 lipca 2012

Tour de pologne

tak, tak jechali dziś przez nasze miasto. Mam kilka zdjęć bo oglądaliśmy wszystko z Bomblem (w sensie ja, Bombel i moja mama) ale niestety na telefonie bo aparatu raz że zapomniałam to jeszcze miałam rozładowane baterie... eh. Jak mi się uda znaleźć kabel i zgrać fotki to Wam się pochwalimy. A tymczasem zmykam. Padam na pyszczek dziś.

wtorek, 10 lipca 2012

Bywa różnie... kwadratowo i podłużnie

Nie było mnie tu całe dwa dni. I bynajmniej nie z okazji jakiejś tam wycieczki, wyjazdu czy innych przyjemnych cudów. Było cieżko, mało co się nie rozeszliśmy z Wu. Nie dużo brakowało żeby spakował rzeczy i się wyprowadził. Został jednak. W domu "nowe zasady". Zobaczymy jak długo wytrzymamy. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Wiem, że tak jak do tej pory nie pozwolę sobie już. Albo będzie lepiej, albo nie będzie w ogóle....

Bombel coraz więcej nowych rzeczy wymyśla. Spodobały mu się klamki w oknach (oczywiście gdy jest na rękach a okna sa zamknięte), szarpie za nie i piszczy i cieszy się. Stawia coraz to odważniej pierwsze pojedyńcze samodzielne kroczki. Od stołu w kuchni do kuchenki. Od lodówki do drzwi. Do domowników od jakiegoś mebla którego akurat się trzyma. Piszczy jak się bawi balonami, jak siedzi w łóżeczku a ktoś do Niego idzie i gada coś to się cieszy. Jest strasznie radosny. Domaga się swojego, jak jest głodny, śpiący to robi się nieznośny :) Gdy chodzi na czworaka to podchodzi czasem do kogoś do nóg i klęka na kolanach albo wstaje trzymając się kogoś za nogi i wyciąga rączki do góry żeby go wziąć. Jest kochany. Duży. Słodki. Mój synuś.

Ja żeby odreagować wczoraj byłam u fryzjera, pierwszy raz po ciąży! Bo zawsze obcinał mi włosy Wu. Teraz mam włosy takie do szyi, że jak zbiorę w kitkę to tylko taka malutka "agatka". Zamówiłam sobie też takie cudo bo dlaczego ja mam sobie nie pozwolić wydać co nieco na siebie skoro Wu potrafi wydać 200zł na parę spodni i dwie koszulki. Ja przy tym i tak jestem oszczędna. Niech wie, że skoro on chce wydawać na siebie to ja też nie będę sobie żałować. Może wtedy zrozumie, że czasem trzeba odpuścić, tylko to na pewno nie ja odpuszczę tym razem.

Mam nadzieję, że w końcu się zmieni. Zrozumie. Że będzie lepiej.

sobota, 7 lipca 2012

Czasem zaczynam żałować, że to wszystko tak się toczy. Jestem słaba. Nie potrafię zmienić niektórych rzeczy.

piątek, 6 lipca 2012

Wszystko mnie złości. Mam zły dzień. Zero wsparcia. Lepiej rzucać sobie kłody pod nogi.

czwartek, 5 lipca 2012

o ząbkowaniu i upałach

Oj dokuczają Bomblowi te ząbki, dokuczają. Dzisiaj bida była bardzo niedobra, dostał rano czopka bo cały rozpalony i później już było wszystko ok, po za tym, że krzyczy strasznie dużo i się złości o byle co :) Po za tym wcina czerwone porzeczki jedna za drugą i pokazuje paluszkiem, że chce jeszcze.

Dziś było tak gorąco i duszno, że po porannym spacerku siedzieliśmy w domu, mały jakoś wyjątkowo dużo spał a ja pijąc hektolitry zimnej wody łapałam chwile wytchnienia.

Zastanawiam się kiedy mój Wu. zmądrzeje albo wyrośnie z tego wszystkiego....

środa, 4 lipca 2012

Uzbrojeni po zęby :)

Jak narazie ogłoszenie na facebooku. W planach mam wywiesić w sklepie pobliskim jakieś info może coś wyjdzie z tego wszystkiego :)

A w ogóle muszę się pochwalić, że dziś zobaczyłam przebijającą się lewą górną jedyneczkę :) Więc lada dzień będziemy posiadaczami trzech pięknych ząbków.! I to właśnie z tego powodu Bombel jest ostatnimi czasy baardzo krzykliwy i szybko się złości. Mimo to jest bardzo wesoły, ciekawski wszystkiego. Wszędzie go pełno. W przedpokoju mamy powieszone na ścianie duże lustro - często przy nim stoi i krzyczy do odbicia ;) A później gdy tylko zobaczy mnie albo kogoś kto idzie w jego kierunku to biegnie, dosłownie biegnie na czworaka drzwi do łańcuszka i wali nim tak głośno, że zastanawiam się kiedy przyjdzie ktoś zapytać co ja do choroby robię temu dziecku, że On tak wali w drzwi :) Przy okazji strasznie się przy tym cieszy i piszczy więc same możecie sobie wyobrazić jak to wygląda :)

Po za tym gorąco i duszno strasznie. Ciężko się dycha w ciągu dnia... masakra. Wczoraj było tak przyjemnie w nocy a dziś? wiatru, zimna mi trzeba. Nienawidzę lata.

wtorek, 3 lipca 2012

Ciekawe czy coś z tego będzie...

Póki co ogłosiłam się na facebooku, zobaczymy czy ktoś w ogóle wykaże zainteresowanie jakiekolwiek. Chciałabym to robić. Jak na razie pewnie tylko dorywczo w domu, ale od wczoraj coraz częściej myślę nad takim interesem. Mmm byłoby super! Marzenia. Ale marzyć sobie można a co z tego wszystkiego wyjdzie... zobaczymy.

Mały szaleje, łazi już przy ścianach, meblach, stole no wszędzie, wszędzie. Chwyta się blatów i staje na paluszkach chcąc zobaczyć co tam akurat leży. Dziś gdy skończyłam mu czytać książeczkę, którą dostał sam zaczął przewracać kartki i zaczął "czytać" po swojemu :) Zaczął też strasznie krzyczeć przez ostatnie dwa dni i jest strasznie nerwowy, może to znów przez ząbki bo widać, że zaczyna się pojawiać górna jedyneczka. Mam nadzieję, że szybko mu to minie i że nie będzie go nic bolało. Kocham tego mojego czorta.!

Zasiali ziarno...

...w mojej głowie. Siedzę i myślę, choć dobiega północ. A może by tak... piec ciasta? Uwielbiam to robić ostatnimi czasy, chętnie spędzam czas w kuchni piekąc i dekorując różne cuda. Może można zarobić i na tym? Chciałabym, ale... się boję. Co z tego wyjdzie. Zastanawiam się czy to wypali... Zastanawiam się czy w ogóle ktoś chciałby ciasto/tort od osoby która dopiero zaczyna? Myślę... myślę... myślę...

Dziś byliśmy na "wycieczce" z Bomblem w Kłodzku. My robiliśmy zakupy a Bombel sobie spał w najlepsze. Na pamiątkę dostał od nas album z wierszami Polskich poetów. Książka naprawdę mega! Twarda, gruba okładka, twarde kartki, piękne obrazki no i przede wszystkim super wiersze powybierane. Bombeliniemu się spodobała, już mu czytałam i pokazywałam obrazki a On za mną pokazywał paluszkiem i słuchał co do Niego mówię..

Zastanawiam się co zrobić ze swoim życiem...

niedziela, 1 lipca 2012

Chrzciny.

I już po. Kacper, Bogdan. 1.07.2012r. Chrzciny za nami. Był tort, kilku gości, dużo zamiesznia przed. Dziadkowie i rodzina Wu. nie wierzyła, że ciasta i tort to moje dzieło, więc myślę, że dałam radę :) Dziś zdjęć tylko trochę, bo zgrywane na szybko z jednego aparatu, muszę zgrać jeszcze ze swojego i może coś dodam :) Kacper w kościele chwile rozrabiał, chwile był grzeczny ale ogólnie daliśmy wszyscy radę. Był najstarszy i największy :) Kochany czort. Więcej jutro bo na dziś padam już na pyszczek, tym bardziej, że dopadło mnie lato, mam zapłakane oczy, z nosa mi się leje i ogólnie mam serdecznie dość, bo nie idzie nic zrobić... masakra.