środa, 31 grudnia 2014

Ostatni raz

W tym roku oczywiście. Bo znikać nie mam zamiaru tak całkowicie, no i choć było mnie ostatnimi czasy naprawdę duuuużo mniej niż zwykle to w przyszłym roku oby było mnie więcej. Takie małe postanowienie? Na początek oczywiście.

Może nie będę robić jakiegoś wielkiego podsumowania roku. Powiem krótko, był bardzo ale to bardzo intensywny. Bardzo wiele się w tym minionym roku zmieniło, tyle co chyba jeszcze w żadnym innym. Ten wielki krok w stronę zachodu właściwie zmienił wszystko. Życie nabrało tu tempa. A od stycznia tempo pewnie będzie jeszcze większe. No ale młodzi jesteśmy w końcu, nie? :) Więc damy radę. Nie ma innej opcji.

Na przyszły rok mamy parę planów i parę małych pragnień do zrealizowania. Może pójdą one bardziej w stronę zawodową a może jednak pozostaną bardziej w domu, z rodziną i może pomyślimy o jej powiększeniu?

Tym czasem chcę życzyć Wam aby ten Nowy Rok, który rozpocznie się już za parę chwil był spełnieniem w każdej dziedzinie. By przyniósł Wam spełnienie marzeń i żeby każdy dzień był pełen radości. Żeby smutnych chwil było bardzo mało i przede wszystkim to żeby Wam się chciało :) Czyli lenistwa brak za to zdrowia moc i do napisania w przyszłym, oby lepszym roku!
Ściskam!

sobota, 6 grudnia 2014

prezentow moc

hop hoooop. Jest tu jeszcze ktos? Brakuje mi tego blogowego swiata strasznie. Staaaasznie. No ale mam cos co moze pozwoli mi tu byc czesciej o ile tylko okielznam internet bo co z tego ze zasieg mam jak polaczenie takie kichate ze nic sciagnac ani zainstalowac sie nie da. Zawsze musi byc jakas kontra bo jak by bylo wszystko fajnie to by bylo za dobrze. 
Dzisiaj mikolajki. Grzeczne bylyscie w tym roku? :)
U nas "Mikolaj" tez byl. Kazdy dostal to o czym od jakiegos czasu marzyl i wiecie co Wam powiem? W koncu czuje radosc z tego ze tu jestem. Wiem ze moge w pewnym zakresie spelnic marzenia Bombelka, Wu no i swoje. To bardzo mile uczucie sprawiac komus radosc z takich prostych rzeczy. 
A co wiecej u nas? Praca, praca i jeszcze raz praca. Jak nigdy. Troche mi brakuje tego wolnego czasu ktorego kiedys bylo az tyle, no ale jak sie chce cokolwiek miec to trzeba pracowac. Coz nie ma nic za darmo niestety.
Chociaz... jest. Dzieciecy usmiech jest za darmo i teraz jest on dla mnie jeszcze cenniejszy. Kiedy praktycznie kazdy wieczor po za weekendami spedzam w pracy a Bombelini jest w domu z Wu, to te weekendowe wieczory moga dla mnie trwac w nieskonczonosc. Bombel coraz ladniej maluje od kreski do kreski jak to sam mowi. Ostatnio zaczal tworzyc "glowonogi" :) uwielbiam te jego malunki. Oczywiscie najfajniejsze jest malowanie farbami i ciastolina. Ah to mogloby dla niego byc zajecie na caly dzien. Po za tym calymi dniami dokazuje. Czasem jest strasznym czortem rozbujnikiem a czasem taki z niego maly slodki aniolek. Ale to jak z kazdym z nas :) 

ps. wybaczcie mi brak Polskich znakow ale nie mam pojecia jak to ustawic na tym sprzecie, dopiero sie przyzwyczajam wiec pewnie za jakis czas bedzie lepiej. i trzymacie kciuki za mnie zeby w koncu udalo mi sie byc tu czesciej, jak kiedys. 

środa, 5 listopada 2014

Pustka

Te najbliższe osoby są obok mnie. Mąż. Syn. Kocham ich bardzo mocno. To dla nich tu jestem i dla nich to wszystko. Jednak brakuje mi obecności bliskich osób. Brakuje mi obecności mojego taty, mojej cioci i mojej przyjaciółki. Brakuje mi znajomych twarzy. Osób z którymi można było napić się kawy i po prostu posiedzieć. Pogadać. Czuję taką pustkę w środku. I wiem, że pewnie prędko nie będę czuła inaczej. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miała tu taką przyjaciółkę jak miałam w Polsce. W tym momencie szczerze w to wątpię. 
I pewnie macie rację, że to teraz normalne. Bo zmiana kraju. Otoczenia. Pracy. Przyzwyczajeń itd. No ale jednak w głębi człowieka są jakieś takie pragnienia bliskości z innymi. Które gdy nie są zaspokojone to czuje się wielką pustkę. Pustkę której nie da się niczym wypełnić. 









niedziela, 2 listopada 2014

Chwile ulotne

Nie ogarniam. Naprawdę. Nie umiem się tu zorganizować. Przez te trzy miesiące ostatnio dzieje się bardzo dużo. Za dużo chyba jak dla mnie. Bo nie umiem sobie zorganizować czasu, wiecznie mi go brakuje. A już odkąd poszłam do pracy choć tylko na parę godzin dziennie to dni przelatują mi między palcami nawet nie wiem gdzie. Bardzo, ale to bardzo potrzebuję takiej stabilizacji. Jakichś powtarzalnych punktów w ciągu dnia. I nie chodzi o to, żeby to była praca. Niech to będzie czas spędzony z Brzdącem na zwykłej zabawie. Czas kiedy mogę pobyć sama. Kiedy mogę posiedzieć przy blogach. Pooglądać zdjęcia. Bo tego czasu mam straaaasznie mało.

Wczoraj w ramach odpoczynku po dość intensywnym tygodniu, praktycznie całym w rozjazdach itp wybraliśmy się znów na grzyby. Nie mamy tu nikogo na cmentarzu ani za bardzo nie wiemy gdzie tu jakiś jest. Z bliskimi którzy odeszli byliśmy w myślach. A las nas wyciszył i dał poczucie bliskości.  Niech już to wszystko się poukłada bo ja chyba oszaleję. Wcześniej każdy dzień miałam zorganizowany. A teraz nie umiem tego poskładać. Help!








poniedziałek, 6 października 2014

Dzieje się!

Wiecie co, ten czas tutaj pędzi jeszcze szybciej niż w mojej mieścinie w PL. Uciekają mi dni jak szalone. Cały czas coś się dzieje. Bez przerwy. Jak nie remonty, to odwiedziny siostry Wu, w ten weekend była u nas moja mama. A dziś? Dziś proszę za mnie trzymać kciuki. Bo w między czasie byłam na rozmowie o pracę i dzisiaj zaczynam! Strach trochę, że sobie nie poradzę z językiem. No po prostu, że czegoś nie zrozumiem i się nie dogadam. No ale odwrotu nie ma, trzeba zacisnąć zęby i zrobić wszystko, żeby byli ze mnie zadowoleni i tyle. Trzymajcie kciuki a wtedy na pewno się uda :)


Miłego tygodnia Wam życzę!

piątek, 26 września 2014

Ciut o mnie

Za oknem zimno buro i ponuro, nic ciekawego się nie dzieje. Nasze mieszkanko dzisiaj w wyniku moich nudów błyszczy, pomimo tego, że mam obolałą prawą rękę. No ale jak się jest sierotką i jak się smażyło Księciuniowi małemu talarki i ochlapało się sobie rękę gorącym olejem to teraz się cierpi.... dzisiaj już jest dużo lepiej ale wczoraj myślałam że zwariuje z bólu.
Widzę że ostatnio na blogach znów jakieś łańcuszki, to i ja się pobawię. Tak jak Agatka łańcuszek, który krąży ostatnio po blogach...

1.Dwa obowiązki domowe, których nie lubię wykonywać.
Nie przepadam za prasowaniem, dlatego zwykle prasuję przed wyjściem tylko to co mi jest potrzebne. A kolejnej rzeczy to nie lubię składać dużej ilości ciuchów  (np. po wypraniu), całkiem czym innym jest to że uwielbiam mieć wszystko poukładane ale samego układania sterty ciuchów jakoś nie lubię.
2.Czy lubię gotować? Jeśli tak to jaka jest moja ulubiona potrawa.
Lubię gotować choć wolę piec. Ale jeśli już chodzi o gotowanie to lubię robić (a przede wszystkim jeść )to co wyniosłam z domu. Smaki dzieciństwa. Proste rzeczy.
3.Moje dwa triki a'la Perfekcyjna Pani Domu
Hm. Nie wiem czy takowe mam. Takie "moje", zapewne stosuję dużo trików które każda z nas gdzieś tam podpatrzyła, czy to w domu czy w telewizji. Ale przede wszystkim staram się nie odkładać nic na później. Jeśli coś jest do umycia to to myję, jeśli coś trzeba odłożyć to odkładam na jego miejsce i wtedy wszystko idzie sprawniej.
4.Dwóch ulubieńców domu.
Ekspres do kawy dzięki któremu mogę zrobić każdy rodzaj kawy jaki zapragnę i wszelkie stojące zapachy, które umilają bycie w domu. Uwielbiam jak w domu pachnie.
5.Mieszkanie czy dom.
Całe życie mieszkanie. W tej chwili domek, a właściwie całe piętro domku.
6. Kto prowadzi domowy budżet?
No jak to kto? Kobieta :) Czyli ja. Jako osoba bardziej poukładana mam ten "przywilej" posiadania kasy w portfelu.
7. Pedantka czy bałaganiara.
Ostatnimi czasy - pedantka. Lubię jak wszystko jest na swoim miejscu. Choć jak byłam młodsza byłam straszną bałaganiarą :)
8. Jak wyglądałby mój wymarzony dom?
Hm. Taki w którym jest spokój i zgoda. Dom to rodzina, nie cztery ściany.
9. Tradycja wyniesiona z domu, praktykowana do dziś.
Hm. Póki co nie wiem czy jeszcze coś takiego jest...pracuję nad tym, w końcu ostatni rok to tylko przeprowadzki.... Może jak już w końcu będziemy tu na stałe to taka się wyklaruje.

Jeśli ktoś chce to zapraszam do zabawy :) Ściskam Was!

wtorek, 23 września 2014

Las.

Zawsze mieszkaliśmy w pobliżu lasu i jezior. Teraz brak nam jezior więc pocieszamy się okolicznymi lasami i jednym malutkim stawem nad który chodzimy karmić z Brzdącem kaczki-dziwaczki. Uwielbiamy wszyscy te wędrówki po lesie. Ten zapach. Ten klimat. Tam człowiek może się wyciszyć. Jest spokojniejszy. Nie myśli o tym co na co dzień zaprząta nam głowy. Zostawiam Was więc dzisiaj ze zdjęciami z pobliskiego lasu. 











niedziela, 21 września 2014

Żyję!!

Dzień dobry, dzień dobry!!
Kochane moje jestem, żyję, tylko czy tu ktoś jeszcze zagląda?
O maaaaatko jak ja się stęskniłam za blogowym światem... tak mi brakowało czytania co u Was i w ogóle, że och. Ale jestem! W końcu mam internet! W końcu! Oby tylko z nim już nie było problemów to mam nadzieję że w końcu nadrobię zaległości i będę na bieżąco :)

A co u nas? Tak w skrócie. Jesteśmy w DE. Tak jak pisałam. Najpierw wyjechał Wu, później my dołączyliśmy do Niego. Mieszkamy w domku jednorodzinnym, razem z teściami. Teściowie mają dół, my górę ale góra to tak jakby osobne mieszkanie. Póki co obydwoje namiętnie uczymy się niemieckiego i czekamy co nam czas przyniesie.
W między czasie było wesele mojego brata. Super się wybawiłam, szkoda, że to już chyba ostatnie w rodzinie - przynajmniej na jakiś czas bo w końcu dzieci kuzynek i kuzynów rosną szybko aż strach pomyśleć.

Obiecuję że wkrótce napiszę Wam więcej ale tymczasem nie mogę się doczekać co u Was więc biegnę czytać bo chyba całą noc dzisiaj spędzę z tęsknoty przed monitorem!

środa, 23 lipca 2014

trzy, trzy, trzy... dni

Zostały trzy dni. A póki co "żyjemy na walizkach". Już prawie wszystko spakowane. Już prawie wszystko przyszykowane. Jeszcze tylko powywozić pewne rzeczy do taty. Jeszcze tylko umyć auto. Jeszcze tylko pożegnać się z bliskimi. Jeszcze tylko zapakować się i ... fru. Jak to powiedział mój tata "zamknąć drzwi, pewien rozdział w życiu i jechać". Ale rozdział ciężko będzie zamknąć, właśnie ze względu na to, że zostaje tu mój tata. Ciężko zostawia się bliskich. Cholernie ciężko!


Tymczasem pozdrawiam Was zza aparatu. Ostatnie radosne chwile z przyjaciółką. Następne dopiero jak uda mi się wyrwać "na urlop"?...


I do napisania. Już z nowego "świata". 

piątek, 18 lipca 2014

Magiczne miejsce

Pewnie już Wam to miejsce pokazywałam i mówiłam o nim. No ale skleroza nie boli. Więc powiem jeszcze raz. Trudno. Kocham to miejsce w moim mieście i zawsze do niego wracam. Nasza tama. Jest w tym miejscu coś takiego, że czas spowalnia i człowiek może pobyć sam ze sobą. Choć przez chwilę. Bardzo lubię tam jeździć albo chodzić. A z miejsca gdzie teraz jeszcze mieszkamy, mamy tam naprawdę niedaleko. Nawet Brzdąc polubił chodzenie tam. A to z racji tego, że może rzucać kamieniami do wody. Jak niewiele dziecku do szczęścia potrzeba, prawda?







Aaaa no i żeby nie było. Piesek nie nasz. Ale tak fajnie skakał do wody, że aż szkoda było nie skorzystać i zdjęć nie zrobić. Będzie mi brakować tego miejsca. Jak i wielu innych zapewne. A sprawy zaczynają nabierać tempa. I na samą myśl o wyjeździe znów chce mi się płakać. Choć z drugiej strony bardzo mnie ciekawi tamto życie... 


poniedziałek, 14 lipca 2014

Puszek "Lokuszek"

Puszek okruszek 
Puszek kłębuszek 
Bardzo go lubię 
Przyznać to muszę
Puszek okruszek 
Kłębuszek 
Jest między nami sympatii nić 
Wystarczy tylko
Że się poruszę 
Zaraz przybiega by ze mną być....


Tak śpiewała Natala Kukulska. Śpiewała o psie. Ja jednak nie mam na myśli psa. Jest już u nas miesiąc. I baaardzo go pokochaliśmy. Nazywa się Puszek. A Bombelini woła na niego Lokuszek. Jest słodki. I kochany. 






Jak widzicie uwielbiam zwierzaki. Bo jak pamiętacie mamy też dwie papugi. Jednak papugi zostaną w kraju u mojego taty, ponieważ tam zabrać ich nie mogę. Jednak Puszek na pewno pojedzie z nami. 

A puszek to jak widać po zdjęciach straszny leń i obżarciuch. Uwielbia brokuła, patyki i koniczynę. Pierwszy moim w życiu królik. Pokochałam go od razu jak tylko go zobaczyłam i pierwszy raz wzięłam na ręce. Jest taki mój. 

piątek, 11 lipca 2014

Zmiany, wielkie zmiany

Czasem zmiany są długo planowane i obmyślane. Czasem jednak przychodzą znienacka. Mieszają nam równo w życiu i wywracają cały dotychczasowy "ład" do góry nogami. Ostatnie parę tygodni pokazało Nam jak bardzo wywrotne potrafi być życie.

Udało nam się zdziałać trochę w domu z Brzdącem. Pozbyliśmy się moćków (smoczków), pozbyliśmy się pieluch i nocnego cycania. To naprawdę wielkie zmiany w dotychczasowych przyzwyczajeniach Kacpra. Stał się teraz bardziej rezolutnym chłopcem. Zadaje miliony pytań, na które wciąż szuka odpowiedzi. "Sam" sobie czyta bajki. A dokładniej mówiąc to niektóre zna po prostu już na pamięć i na sam widok obrazka z danej strony prawie że recytuje z pamięci słowo w słowo. Bardzo lubi jeździć samochodem i spędzać czas nad jeziorem, rzucając kamienie do wody lub udając że zwykły patyk to wędka. Może tak godzinami. I nie są mu potrzebne żadne zabawki wtedy. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic.

Jednak przed Nami jeszcze większe zmiany. Nie tylko w domu. Nie tylko w zachowaniu. Przed nami przeprowadzka. I to nie do innego miejsca w mieście. Nie do innego miasta. Ale do innego kraju. Wyjeżdżam do Niemiec. Przed Nami więc nauka nowego języka. Zmiana przyzwyczajeń. Zmiana wszystkiego. Dosłownie. Zmieni się dom. Zmienią się otaczający nas ludzie. Zmieni się język w jakim będziemy się z tymi ludźmi porozumiewać. Zmieni się wszystko. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy i jestem baaardzo ciekawa tego nowego życia. Z drugiej strony jednak bardzo się tego wszystkiego obawiam. Obawiam się tego jak sobie poradzę ja i Wu. A jeszcze bardziej jak to wszystko zniesie Kacper. Boję się. Najzwyczajniej w świecie się boję.

Wu. jest już w Niemczech. Tyle, że on póki co zatrzymał się u swoich rodziców, którzy organizują nam mieszkanie i dla Niego stałą pracę. Jeżeli się uda to jeszcze do końca wakacji dołączymy do Niego my. Ja z Kacprem. Nie wiem jaki będzie najbliższy miesiąc, dwa czy pół roku....

W momencie kiedy mi udało się tu załatwić przedszkole dla Bombeliniego i myślałam, że będę załatwiać już niedługo pracę dla siebie. Wtedy u Wu w pracy posypało się wszystko. W ciągu tygodnia podjęliśmy decyzję o wyjeździe choć wisiała ona już od jakiegoś czasu w powietrzu, to jednak ciągle ją odsuwaliśmy od siebie. Przyszedł jednak taki czas że nie dało się już tego wszystkiego inaczej załatwić.



Stąd też moja nieobecność w blogowym świecie. Bo choć czytałam to w środku samej siebie nie umiem jeszcze wszystkiego sobie poukładać. Ciężko mi o tym wszystkim mówić a jeszcze ciężej pisać.

Tym bardziej odkąd nie ma tu Jego. Bo choć tu się często kłóciliśmy i czasem mijaliśmy to jednak 6 wspólnych lat dzień w dzień ze sobą robi swoje. Brakuje mi jego nie powynoszonych kubków z pokoju do kuchni. Brakuje mi nawet Jego dokuczania mi. Taka pustka w domu choć ogólnie Kacper nadrabia bo robi bałagan za ich dwóch i dokazuje też za dwóch.

Liczę tylko na to, że teraz będzie z górki. Że w końcu wszystko się ułoży.

niedziela, 18 maja 2014

Muffinowo

Poranny spacer, obiadek a później wspólne z Bombelinim pieczenie babeczek. On miał radochę, że mógł mi pomóc a ja zadowolona, że w końcu zaczyna się sensowne pomaganie, a nie takie po którym sama sobie muszę pomóc :)



Muffiny znikały mniej więcej w takim o tempie :



A w ogóle to właśnie przestało padać, może w końcu wybierzemy się na plac zabaw bo tak dawno nie byliśmy tam na dłuższą chwilę... 

Zastanawiam się, czy ktokolwiek jeszcze mnie czyta i czy jest sens pisać...? 

piątek, 16 maja 2014

Nerwowo wokoło

Ostatnimi czasy chodzę jakaś podminowana. Po powrocie od mamy trochę przygniotła mnie tu codzienność, z którą od dawna walczę i wciąż nic się nie zmienia. Może niektóre z Was wiedzą o czym mówię, albo chociaż się domyślają. Zaczynam mieć poważnie dość tego wszystkiego co się tu wyprawia. Szkoda, że nie zawsze można zniknąć ot tak, po prostu. Zostawiając wszystko za sobą. No niestety.

Póki co przenoszę się myślami w inną rzeczywistość, wracam do wspomnień, do chwil kiedy przez moment niczym się nie martwiłam. To pomaga mi przetrwać ten czas. Mam nadzieję, że w końcu kiedyś on minie i zacznie się lepsze życie.

A Wam uchylę rąbka tajemnicy... malutkiego. Bo myślami jestem tam...






Pierwsze cztery zdjęcia są z parku krajobrazowego, który zwiedzaliśmy będąc u mamy. Ta sowa która biega sobie między ludźmi, to ona faktycznie tak sobie tam biegała, podobnie jak inne dzikie ptaki, które są tam trenowane i robią takie pokazy. Kolejny jest konik, którego mijaliśmy codziennie na spacerach i Bombeliniemu bardzo się on podobał. Ostatnie zdjęcie to krajobraz zrobiony w najwyższym miejscu w okolicy. Pięknie tam uwierzcie mi. 

wtorek, 6 maja 2014

Po wycieczkowo


Wróciliśmy. Było super, szkoda tylko, że tak krótko. No ale cóż, czas leci nieubłaganie. A w takich momentach gna jeszcze szybciej.

Podróż 1000km autokarem z Bombelinim zaliczona. Nie było źle. A nawet powiem, że było dobrze i że jestem z Niego dumna, że tak dzielnie ją znosił.

Zrobiła się jeszcze większa gaduła z Niego i rozrabiaka. :)

Ze smoczkiem rozstaliśmy się na dobre. Jeszcze została tylko pielucha ale w tym temacie jest strasznie uparty i ciężko nam idzie. No ale, ja wiem, że i tak w końcu się uda :)

Jak tylko ogarnę się do końca to biorę się za nadrabianie zaległości u Was :*

środa, 23 kwietnia 2014

W locie

Wciąż są u nas teściowie. STOP. Całe dnie w biegu. STOP. zabawa, zakupy, wygłupy. STOP. jutro pakowanie. STOP. w piątek wyjazd do mojej mamy z Kacprem autokarem STOP. baterie mi w pupce wysiadają, za to Kacper ma niezliczone pokłady energii. STOP.


BEZ ODBIORU.
i do usłyszenia po moim powrocie ;)

sobota, 19 kwietnia 2014

wtorek, 15 kwietnia 2014

Na wysokich obrotach

Ostatnio ciągle w biegu. Został jeszcze niecały tydzień do świąt. Porządki, porządki i jeszcze raz porządki. Sprzątanie poddasza i piętra. Zakupy. Planowanie co zjeść i co kupić na święta. W międzyczasie jeszcze zahaczam o mechanika bo jesteśmy w trakcie naprawiania i rejestrowania samochodu. A przy okazji jeszcze działka. Cmentarz bo i tam trzeba zrobić porządki. No i jak ląduje w końcu wieczorem w domu to padam na pyszczek. A od rana znów to samo bo ciągle coś i coś.

Ale dobra. Nie marudzimy. Na święta przyjeżdżają teściowie na tydzień stąd te porządki i przygotowania. A po świętach jak teściowie pojadą to ja z Brzdącem jedziemy do mojej mamy. Wu nie bo niestety nie ma urlopu. Tydzień szybko zleci a ja obawiam się tylko o drogę bo to jednak kawałek czasu. Na szczęście wyjazd jest wieczorem więc może Szkrab uśnie i nie będzie tak źle.

A no i jeszcze jedno. Od 4 dni jesteśmy całkowicie bez smoczka! Hura w końcu się udało!! Oby tak już pozostało! Nooooo i zapomniałabym. Dzisiaj idziemy podpisać deklarację a od września będziemy oficjalnie mieli w domu Przedszkolaka :) Boże jak On szybko rośnie. Jeszcze niedawno był malusi okruszek a już niebawem przedszkolak, później szkoła i ehh aż szkoda myśleć :)


wtorek, 8 kwietnia 2014

Działka

Miejsce gdzie na chwile odrywam się od rzeczywistości. Zapominam o problemach dnia codziennego. Miejsce gdzie uwielbiam spędzać czas. I mam zamiar spędzić tam tej wiosny i lata bardzo dużo czasu. Właśnie po to by zapomnieć o problemach a one może same zaczną w końcu znikać :)




ps. jakoś lepiej mi pasują posty gdzie jest zdjęcie. bez tego są jakieś takie... puste :) 

sobota, 5 kwietnia 2014

Zbyt wiele.

Ostatnio dzieje się zbyt wiele i nie nadążam normalnie. Wszystko załatwiać itd muszę oczywiście sama, no ale tak to jest jak lubi się mieć wszystko dopracowane i woli się zrobić samemu niż się prosić. No ale mam nadzieję, że już za kilka dni się ogarnę i znów tu coś napiszę. Bo póki co to czytam Was a nawet komentarza nie mam siły wieczorem napisać bo zwyczajnie padam na pyszczek. Muszę się zatem ogarnąć :)



ps. wczoraj urodziła moja koleżanka córeczkę. piękna data 04.04.2014 :) i tak sobie myślę, że .... też bym chciała :) ale jeszcze poczekam rok może dwa :)

wtorek, 25 marca 2014

Smutek

Ile razy jeszcze zawiodę się na osobach mi bliskich? Ile razy przekonam się że ktoś tak mi bliski - jest tak obcy...


poniedziałek, 24 marca 2014

Stefania

Bardzo, ale to bardzo lubię bawić się moim aparatem. Uwielbiam pstrykać zdjęć i mam ich chyba miliony. Lubiłam to chyba zawsze ale z każdym dniem, tygodniem, miesiącem i rokiem lubię to bardziej. Dziś pogoda nam nie służy, choć zdążyliśmy zaliczyć mały spacerek w przerwie między jednym a drugim deszczem ale tak to siedzimy w domku. A nasza papuga postanowiła rozprostować trochę skrzydła. W końcu. Może się przekonają do latania. A ja z tej okazji narobiłam znów multum zdjęć. Przedstawiam Wam więc po raz kolejny Stefania (bo to jednak samiczka!:) )





Na blogu Uli pojawiło się nowe wyzwanie. I tak się nad nim zastanawiam... Hmm :) Może akurat.... Jeśli się zdecyduję to zapewne będą tu dziś jeszcze kolejne zdjęcia ;)