środa, 23 lipca 2014

trzy, trzy, trzy... dni

Zostały trzy dni. A póki co "żyjemy na walizkach". Już prawie wszystko spakowane. Już prawie wszystko przyszykowane. Jeszcze tylko powywozić pewne rzeczy do taty. Jeszcze tylko umyć auto. Jeszcze tylko pożegnać się z bliskimi. Jeszcze tylko zapakować się i ... fru. Jak to powiedział mój tata "zamknąć drzwi, pewien rozdział w życiu i jechać". Ale rozdział ciężko będzie zamknąć, właśnie ze względu na to, że zostaje tu mój tata. Ciężko zostawia się bliskich. Cholernie ciężko!


Tymczasem pozdrawiam Was zza aparatu. Ostatnie radosne chwile z przyjaciółką. Następne dopiero jak uda mi się wyrwać "na urlop"?...


I do napisania. Już z nowego "świata". 

piątek, 18 lipca 2014

Magiczne miejsce

Pewnie już Wam to miejsce pokazywałam i mówiłam o nim. No ale skleroza nie boli. Więc powiem jeszcze raz. Trudno. Kocham to miejsce w moim mieście i zawsze do niego wracam. Nasza tama. Jest w tym miejscu coś takiego, że czas spowalnia i człowiek może pobyć sam ze sobą. Choć przez chwilę. Bardzo lubię tam jeździć albo chodzić. A z miejsca gdzie teraz jeszcze mieszkamy, mamy tam naprawdę niedaleko. Nawet Brzdąc polubił chodzenie tam. A to z racji tego, że może rzucać kamieniami do wody. Jak niewiele dziecku do szczęścia potrzeba, prawda?







Aaaa no i żeby nie było. Piesek nie nasz. Ale tak fajnie skakał do wody, że aż szkoda było nie skorzystać i zdjęć nie zrobić. Będzie mi brakować tego miejsca. Jak i wielu innych zapewne. A sprawy zaczynają nabierać tempa. I na samą myśl o wyjeździe znów chce mi się płakać. Choć z drugiej strony bardzo mnie ciekawi tamto życie... 


poniedziałek, 14 lipca 2014

Puszek "Lokuszek"

Puszek okruszek 
Puszek kłębuszek 
Bardzo go lubię 
Przyznać to muszę
Puszek okruszek 
Kłębuszek 
Jest między nami sympatii nić 
Wystarczy tylko
Że się poruszę 
Zaraz przybiega by ze mną być....


Tak śpiewała Natala Kukulska. Śpiewała o psie. Ja jednak nie mam na myśli psa. Jest już u nas miesiąc. I baaardzo go pokochaliśmy. Nazywa się Puszek. A Bombelini woła na niego Lokuszek. Jest słodki. I kochany. 






Jak widzicie uwielbiam zwierzaki. Bo jak pamiętacie mamy też dwie papugi. Jednak papugi zostaną w kraju u mojego taty, ponieważ tam zabrać ich nie mogę. Jednak Puszek na pewno pojedzie z nami. 

A puszek to jak widać po zdjęciach straszny leń i obżarciuch. Uwielbia brokuła, patyki i koniczynę. Pierwszy moim w życiu królik. Pokochałam go od razu jak tylko go zobaczyłam i pierwszy raz wzięłam na ręce. Jest taki mój. 

piątek, 11 lipca 2014

Zmiany, wielkie zmiany

Czasem zmiany są długo planowane i obmyślane. Czasem jednak przychodzą znienacka. Mieszają nam równo w życiu i wywracają cały dotychczasowy "ład" do góry nogami. Ostatnie parę tygodni pokazało Nam jak bardzo wywrotne potrafi być życie.

Udało nam się zdziałać trochę w domu z Brzdącem. Pozbyliśmy się moćków (smoczków), pozbyliśmy się pieluch i nocnego cycania. To naprawdę wielkie zmiany w dotychczasowych przyzwyczajeniach Kacpra. Stał się teraz bardziej rezolutnym chłopcem. Zadaje miliony pytań, na które wciąż szuka odpowiedzi. "Sam" sobie czyta bajki. A dokładniej mówiąc to niektóre zna po prostu już na pamięć i na sam widok obrazka z danej strony prawie że recytuje z pamięci słowo w słowo. Bardzo lubi jeździć samochodem i spędzać czas nad jeziorem, rzucając kamienie do wody lub udając że zwykły patyk to wędka. Może tak godzinami. I nie są mu potrzebne żadne zabawki wtedy. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic.

Jednak przed Nami jeszcze większe zmiany. Nie tylko w domu. Nie tylko w zachowaniu. Przed nami przeprowadzka. I to nie do innego miejsca w mieście. Nie do innego miasta. Ale do innego kraju. Wyjeżdżam do Niemiec. Przed Nami więc nauka nowego języka. Zmiana przyzwyczajeń. Zmiana wszystkiego. Dosłownie. Zmieni się dom. Zmienią się otaczający nas ludzie. Zmieni się język w jakim będziemy się z tymi ludźmi porozumiewać. Zmieni się wszystko. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy i jestem baaardzo ciekawa tego nowego życia. Z drugiej strony jednak bardzo się tego wszystkiego obawiam. Obawiam się tego jak sobie poradzę ja i Wu. A jeszcze bardziej jak to wszystko zniesie Kacper. Boję się. Najzwyczajniej w świecie się boję.

Wu. jest już w Niemczech. Tyle, że on póki co zatrzymał się u swoich rodziców, którzy organizują nam mieszkanie i dla Niego stałą pracę. Jeżeli się uda to jeszcze do końca wakacji dołączymy do Niego my. Ja z Kacprem. Nie wiem jaki będzie najbliższy miesiąc, dwa czy pół roku....

W momencie kiedy mi udało się tu załatwić przedszkole dla Bombeliniego i myślałam, że będę załatwiać już niedługo pracę dla siebie. Wtedy u Wu w pracy posypało się wszystko. W ciągu tygodnia podjęliśmy decyzję o wyjeździe choć wisiała ona już od jakiegoś czasu w powietrzu, to jednak ciągle ją odsuwaliśmy od siebie. Przyszedł jednak taki czas że nie dało się już tego wszystkiego inaczej załatwić.



Stąd też moja nieobecność w blogowym świecie. Bo choć czytałam to w środku samej siebie nie umiem jeszcze wszystkiego sobie poukładać. Ciężko mi o tym wszystkim mówić a jeszcze ciężej pisać.

Tym bardziej odkąd nie ma tu Jego. Bo choć tu się często kłóciliśmy i czasem mijaliśmy to jednak 6 wspólnych lat dzień w dzień ze sobą robi swoje. Brakuje mi jego nie powynoszonych kubków z pokoju do kuchni. Brakuje mi nawet Jego dokuczania mi. Taka pustka w domu choć ogólnie Kacper nadrabia bo robi bałagan za ich dwóch i dokazuje też za dwóch.

Liczę tylko na to, że teraz będzie z górki. Że w końcu wszystko się ułoży.