Czasem zmiany są długo planowane i obmyślane. Czasem jednak przychodzą znienacka. Mieszają nam równo w życiu i wywracają cały dotychczasowy "ład" do góry nogami. Ostatnie parę tygodni pokazało Nam jak bardzo wywrotne potrafi być życie.
Udało nam się zdziałać trochę w domu z Brzdącem. Pozbyliśmy się moćków (smoczków), pozbyliśmy się pieluch i nocnego cycania. To naprawdę wielkie zmiany w dotychczasowych przyzwyczajeniach Kacpra. Stał się teraz bardziej rezolutnym chłopcem. Zadaje miliony pytań, na które wciąż szuka odpowiedzi. "Sam" sobie czyta bajki. A dokładniej mówiąc to niektóre zna po prostu już na pamięć i na sam widok obrazka z danej strony prawie że recytuje z pamięci słowo w słowo. Bardzo lubi jeździć samochodem i spędzać czas nad jeziorem, rzucając kamienie do wody lub udając że zwykły patyk to wędka. Może tak godzinami. I nie są mu potrzebne żadne zabawki wtedy. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic.
Jednak przed Nami jeszcze większe zmiany. Nie tylko w domu. Nie tylko w zachowaniu. Przed nami przeprowadzka. I to nie do innego miejsca w mieście. Nie do innego miasta. Ale do innego kraju. Wyjeżdżam do Niemiec. Przed Nami więc nauka nowego języka. Zmiana przyzwyczajeń. Zmiana wszystkiego. Dosłownie. Zmieni się dom. Zmienią się otaczający nas ludzie. Zmieni się język w jakim będziemy się z tymi ludźmi porozumiewać. Zmieni się wszystko. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy i jestem baaardzo ciekawa tego nowego życia. Z drugiej strony jednak bardzo się tego wszystkiego obawiam. Obawiam się tego jak sobie poradzę ja i Wu. A jeszcze bardziej jak to wszystko zniesie Kacper. Boję się. Najzwyczajniej w świecie się boję.
Wu. jest już w Niemczech. Tyle, że on póki co zatrzymał się u swoich rodziców, którzy organizują nam mieszkanie i dla Niego stałą pracę. Jeżeli się uda to jeszcze do końca wakacji dołączymy do Niego my. Ja z Kacprem. Nie wiem jaki będzie najbliższy miesiąc, dwa czy pół roku....
W momencie kiedy mi udało się tu załatwić przedszkole dla Bombeliniego i myślałam, że będę załatwiać już niedługo pracę dla siebie. Wtedy u Wu w pracy posypało się wszystko. W ciągu tygodnia podjęliśmy decyzję o wyjeździe choć wisiała ona już od jakiegoś czasu w powietrzu, to jednak ciągle ją odsuwaliśmy od siebie. Przyszedł jednak taki czas że nie dało się już tego wszystkiego inaczej załatwić.
Stąd też moja nieobecność w blogowym świecie. Bo choć czytałam to w środku samej siebie nie umiem jeszcze wszystkiego sobie poukładać. Ciężko mi o tym wszystkim mówić a jeszcze ciężej pisać.
Tym bardziej odkąd nie ma tu Jego. Bo choć tu się często kłóciliśmy i czasem mijaliśmy to jednak 6 wspólnych lat dzień w dzień ze sobą robi swoje. Brakuje mi jego nie powynoszonych kubków z pokoju do kuchni. Brakuje mi nawet Jego dokuczania mi. Taka pustka w domu choć ogólnie Kacper nadrabia bo robi bałagan za ich dwóch i dokazuje też za dwóch.
Liczę tylko na to, że teraz będzie z górki. Że w końcu wszystko się ułoży.